22 grudnia 2013

urodziny

No, pierwsze zagraniczne przyjęcie urodzinowe za nami...

Gdy Młode dostały zaproszenia na imprezy do koleżanek, pomyślałam mniej więcej:
- No to kiedyś trzeba będzie zorganizować przyjęcie Młodym...
- Kurde, one są z grudnia...
- Nie, nie ma mowy, przecież to niemożliwa niemożliwość... Przecież to nie ma sensu - ani się nie dogadam z dziećmi, ani nikogo tu nie znam ...nie ogarnę. Za rok zrobimy urodziny u nas.
- E, ja sobie nie dam rady z dziećmi? Ja?!

Po tej to wymianie myśli między jedną mną a drugą mną (dla tych, co nie wiedzą - jestem zodiakalnym bliźniakiem, czyli tzw 2 in1) oznajmiłam M, że musimy zorganizować urodziny.
-Jak tam uważasz... a ten mercedes to nawet lepszy niż tamten ford, popatrz ten model, co Ci się podoba.... - odpowiedział wielce tematem zainteresowany mój M gapiąc się w smartfona.

Skoro mój pomysł został zaaprobowany z wielkim entuzjazmem  :) to do dzieła. Zapytałam wujka Gugla w co bawią się nastolatki na imprezach, potem przeszukałam swoją osobistą pamięć i zaczęłam kombinować, które z zabaw nie wymagają wielu komentarzy. Niestety te zabawy, które nie wymagają gadania, potrzebują przygotowań. No ale coś za coś...

No dobra teraz zaproszenia.... oczywiście wujek Gugl i dobre człowieki na forach jak zwykle pomogli - dostałam kila gotowych tekstów zaproszeń po niderlandzku. W związku z powyższym nie mogę niestety się pochwalić, jakoby sama przygotowałam wszystko.
Tylko wydrukować... co za idiota produkuje drukarki, które po wykończeniu jednego koloru tuszu odmawiają dalszej współpracy?! i dlaczego k skończył się niebieski skoro mam tylko czarny w zapasie?! i dlaczego tu jeden kolor do brothera kosztuje ponad 20 euro jak na allegro kupowałam 25 zetów/komplet?
...że co? że po co kupowałam taką drukarkę?... hm, bo jest bardzo dobra... jak ma tusze.

Wypisałam 23 zaproszenia długopisem, a co. Jak za starych dobrych czasów i kliparty też se wstawiłam długopisem, a co. Dziewczyny pokolorowały i gitara.

Mając na uwadze fakt, że M nie przepada za dziećmi (przynajmniej w większych ilościach), imprę zaplanowałam od 11 do 14, kiedy przeważnie jest w robocie, ale się okazało, że zrobili im przymusowe wolne świąteczne... Ech. Jednak sam z własnej nieprzymuszonej woli po wyspacerowaniu Młodego postanowił się wybrać na 3 godzinne zwiedzanie sklepów. Nie ma to jak facet lubiący zakupy :)

Tak czy owak do jedenastej myślałam, że Młode jajo zniosą, zanim jakiś gość zadzwoni do drzwi. Gdy zrobiło się "za dziesięć" jedenasta, Młoda już prawie straciła nadzieję, bo przecież "już dawno powinne przyjść... " Od okna do zegara.... a Młody za nimi.... Dżizas....
Nagle za pięć jedenasta zajechało auto pod dom i dzwonek do drzwi.... "mamo, mamo, ktoś dzwoni, ktoś przyszedł...." Młoda się darła na całą wieś skacząc do drzwi... Wszyscy jak - na komendę - przyszli, przyjechali rowerami, autami praktycznie w tym samym czasie... Młoda prawie, że wyszła z siebie z radości.

Tak jak się spodziewałam - przyszło większość koleżanek. Tak jak mówiłam - urodziny tu taj to dosyć ważna uroczystość. Uzbierało się mnóstwo prezentów, co jak wiadomo nie jest bez znaczenia.

Zabawę zaczęliśmy od podzielenia gromadki na 2 grupy. Koleżanki Młodszej miały za zadanie odnaleźć pochowane wcześniej przez szaloną matkę owoce. Oczywiście nie gdzie indziej tylko w pokoju Młodej. Dostały listę i koszyki i poszły na górę.

Druga grupa w tym czasie dostała mapę dolnego piętra z zaznaczonymi miejscami, gdzie znaleźć mieli obrazki z kucharzem, które przyczepione były do różnych przedmiotów potrzebnych oprócz owoców do skonstruowania sałatki. Dzieci wyglądały na zadowolone z zabawy, z czego wnioskuję, że był to dobry wybór.
Potem - co jest oczywiste - zrobiły sałatkę. Tym oto sposobem mamy deser na dziś, bo sporo tych owoców było :)

Poza tym w programie był oczywiście tradycyjnie tort ze świeczkami i odpakowywanie prezentów oraz zabawy przy muzyce, w tym macarena, limbo itepe. Chwilę zajęło też kilka rund twistera no i zabawa w losowanie ubrań ze skrzyni. Szczegóły? Tańcząc w rytm muzyki rozstawieni po całym salonie podajemy balon. Co jakiś czasie robimy "muzyka stop". Kogo wówczas przyłapiemy z balonikiem, musi podejść do skrzyni, wybrać 1 sztukę garderoby (w tym korale, czapki, okulary słoneczne, szaliki, gacie taty, kapelusze, staniki) i założyć na siebie. Zabawa trwa do opustoszenia skrzyni. Najfajniej ubrani tańczą np macarenę. Zabawa się podobała, ale dziewczynka ubrana m.in.w 2 szaliki, włóczkową czapkę i kurtkę trochę narzekała na gorąco :)

Czy zabawa się podobała ogólnie - nie mnie oceniać. Młodym w każdym bądź razie się podobało i to mnie cieszy. Za rok - jak mniemam - już naumiem się języka, w związku z czym i bardziej skomplikowane zabawy będzie można zapodać.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima