18 grudnia 2015

Boże Narodzenie w Belgii. Zwyczaje i tradycje.

Ktoś kiedyś (i to o dziwo nie byłam ja ) zapytał na jakiejś grupie fejsbukowej o belgijskie obyczaje świąteczne i się dowiedzieliśmy, że w Belgii to nie ma świąt, a Belgowie nie mają żadnych specjalnych tradycji. No to no. Niektóre komentarze na polonijnych grupach mogą powalić na glebę, bo jest paru ludzi, którzy z braku lepszych zajęć siedzą na fb dzień-noc i odpowiadają na każdy post. Nie ważne  czy ich dotyczy, czy nie. Nie istotne, czy mają jakiekolwiek pojęcie o danym temacie. Ważne, że chcą coś powiedzieć....  Oj tam oj tam co z tego, ze bez sensu?! ;-P
Mechelen

Ja jednak postanowiłam się dowiedzieć wszystkiego, co się tylko da na temat belgijskich tradycji świątecznych i nie tylko. To że są tu święta i są tradycje, wywnioskowałam już pierwszego roku po zachowaniach ludzkich i zmianach w otoczeniu. Jednak mi to nie wystarczyło, bo ja po babci odziedziczyłam zamiłowanie do legend, historycznych ciekawostek i wiedzy o zwyczajach i tradycjach ludzkich. W tym roku operuję już na tyle dobrze  językiem niderlandzkim, że mogę zacząć zadawać swoje głupie pytania Belgom. Jednak rozpoczęłam od rozpytywania wśród znajomych, lektury belgijskich i holenderskich stron internetowych. W ten sposób zdobyłam informacje bazowe. O szczegóły wypytałam rodaków i Belgów, i dziś mam już całkiem ładny obraz  świąt po belgijsku.

Wbrew temu, co śmią twierdzić niektórzy nasi rodacy, Belgowie świętują bardzo podobnie do nas, choć nie identycznie. Skąd się "naszym" ta (nie)wiedza bierze, to też się domyślam. Sporo rodaków wszak na każde święta jedzie do Polski, to skąd niby mają wiedzieć, co się tutaj dzieje w tym czasie? Kwestia, czy jak się czegoś nie widzi, to to nie istnieje, to już inna bajka, której nie rozumiem. No ale mniejsza o to.

Jak się świętuje w Belgii?

Podobnie jak w w Polsce i innych krajach, każda rodzina inaczej podchodzi do tematu świąt. Sporo zależy też od regionu. Wszak - jak wam wiadomo - Flandria i Walonia oraz sama Bruksela to jakby 3 różne kraje, w których obowiązują nawet inne prawa i języki, a co dopiero obyczaje. Flandria ma za to podobne zwyczaje do Holandii. Zaś Walonia do Francji. Podobne, ale nie te same.

Kartki świąteczne. Jarmarki świąteczne.

W Polsce kartki świąteczne (kerstkaarten) coraz rzadziej się kupuje i wysyła, natomiast tutaj we Flandrii są pakowane zwykle po 10 czy 20 sztuk i to nie po to, byśmy taką samą kartkę mogli wysyłać do wujka przez 10 lat, ale dlatego, że ludzie piszą ich dziesiątki. Z tym, że w większej części są one rozdawane a nie wysyłane (choć chyba też). W szkołach w ostatnie dni przed feriami świątecznymi organizowane są spotkania świąteczne, podobnie jak "opłatek" w polskich szkołach, tylko, że tu nie dzielą się opłatkiem, a do jedzenia przynoszą chipsy, ciastka, dziecięcego szampana, krakersy, owoce. Podczas tych spotkań każde dziecko wręcza każdemu świąteczną kartkę z krótkimi życzeniami od jednej rodziny dla drugiej. Rozdawane są także często prezenty na wzór polskich "szkolnych mikołajków". Na potrzeby szkolne  kartki świąteczne są często  malutkie (ok 5-7 cm), choć standardowe formaty też są, ba, są też  mega super hiper formatu A4 czy nawet A3, a co  - jak szaleć to szaleć. Kartki mają najróżniejsze kształty i motywy nie zawsze bezpośrednio związane ze świętami.
tegoroczne życzenia od koleżanek dziewczyn

Kartki wręczamy też sąsiadom, znajomym i rodzinie. Sąsiadom po prostu wrzucamy do skrzynki, więc przed samymi świętami nie powinien nikogo dziwić widok ludzi łażących wieczorami od domu do domu i wrzucających kartki do skrzynek na listy. No dobra, mnie swego czasu zdziwiło, bo nie wiedziałam o tym zwyczaju. Teraz sama łażę z kartkami.

kartka zaprojektowana przez Najstarszą
Dziś byłam na wywiadówce w szkole średniej i zostałam miło zaskoczona informacją, że w tym roku wszyscy rodzice otrzymali kartkę z życzeniami zaprojektowaną przez moją  Najstarszą. Po lewej zdjęcie tego oto projektu. Zdolne mam dziecię prawda?
Wyniki w nauce nie są aż takie piękne, ale też wcale nie najgorsze. Musimy jednak solidniej razem popracować nad niderlandzkim od przyszłego trymestru. Ale to inny temat.

Piękne, ręcznie robione kartki można kupić na wszelakich jarmarkach i kiermaszach świątecznych i tych dużych, i tych małych, a jest ich tu od groma. Tradycja wielkich jarmarków świątecznych, takich z diabelskim młynem i przedstawieniami przywędrowała tu z Niemiec. Odbywają się one w większych miastach na kilka tygodni przed świętami i trwają po kilka dni. Takie mniejsze organizowane są chyba we wszystkich gminach przez różne organizacje, kluby, stowarzyszenia, szkoły.


Poza jarmarkami w czasie świątecznym organizowanych jest też wiele innych imprez. W kościołach często odbywają się koncerty świąteczne, które gromadzą sporo ludzi, mimo, że wstęp częstokroć jest płatny. Przygotowywane są też świąteczne przedstawienia, a także happeningi świąteczne na świeżym powietrzu.

Ile dni świętuje się w Belgii i czym nas ugoszczą?

W Polsce dla wszystkich oczywiste jest, że święta zaczynają się już 24 grudnia wieczorem. Tutaj jednak jest różnie. Niektóre belgijskie rodziny  także już w ten dzień zaczynają. Są to często rodziny, które do kościoła chodzą przynajmniej od czasu do czasu, więc w pasterce też uczestniczą i święta też z narodzeniem Jezusa kojarzą, a nie tylko z feriami. U nich więc też w ten dzień jest uroczysta kolacja i składanie życzeń. Moja nauczycielka niderlandzkiego, która jest moją rówieśniczką, wspomina, że jako dziecko szła wieczorem spać, a przed północą wszystkie dzieci były budzone i musiały iść do kościoła na Mszę Świętą. To u nas np nie było przymusu dla dzieci, my mogliśmy iść po prostu na poranną Mszę w Boże Narodzenie i wystarczyło.

W wigilię Bożego Narodzenia tutaj wielu ludzi lata jeszcze po sklepach w poszukiwaniu promocji. Belgowie są bowiem znani z tego, że ni lubią wydawać pieniędzy, jeśli nie muszą i jeśli się tylko da, to szukają okazji i przecen, a tych przed świętami jest całkiem sporo. To dotyczy nie tylko tych biedniejszych, ale i całkiem zamożnych.Choć według Belgów to Holendrzy podobno są o wiele bardziej oszczędni a nawet skąpi. Krąży setki dowcipów na ten temat.

 W Walonii jednak święta zaczyna się 24/12 (typowo belgijski sposób zapisu daty) uroczystą kolacją. Tyle, że oni nie zaczynają z pierwszą gwiazdką. Bynajmniej. Zwykle starają się zapraszać rodzinę na późniejszą godzinę, np na dwudziestą, żeby posiedzieć przy stole do północy. Nie mają jakichś specjalnych dań typowo świątecznych, ale potrawy są lepsze, droższe, ekskluzywniejsze. Często jakaś dziczyzna, owoce morza, homar, kaczka, indyk. Nie wystawia się na raz wszystkiego z lodówki na stole jak w Polsce. Raczej najpierw jakieś przekąski, aperitif, przystawki, potem dopiero danie główne, potem, zanim podadzą następne danie, relaksik przy alkoholu. Na koniec przed samą północą podaje się deser. Jest to najczęściej la bûche de Noël (franc.), boomstronk (niderl.) czyli rolada przypominająca kawałek drewna. Ponoć bardzo pyszna.
O północy wszyscy składają sobie życzenia i się cmokają. O północy otwiera się też prezenty. Czasem tylko czas prezentów przychodzi wcześniej, gdy w rodzinie są maluchy , które nie mogą doczekać do północy.

Najważniejszy dzień to jednak 25 grudnia.  26 grudnia też niektórzy świętują z rodziną. Co nie zmienia faktu, że ten drugi dzień nie we wszystkich rodzinach jest uznawany za święto. Zasadniczo duże rodziny flamandzkie częściej świętują oba dni, bowiem  w zwyczaju jest, że gościna odbywa się u najstarszych i wtedy jeden dzień jest imprezka u mamy a na drugi u teściowej. Jedno, co jest pewne, to że Belgijki też świętują po ludzku, czyli nie spędzają połowy (co najmniej) tego świątecznego czasu w kuchni tylko z rodziną. W Belgii można zamówić gotowe zestawy świąteczne do domu. W takim zestawie mamy główne dania, przystawki, desery i na gorąco i na zimno. Już od początku grudnia w skrzynce można znaleźć ulotki, gazetki z reklamami restauracji czy innych tam firm, które zajmują się taką działalnością kucharską i skomponować sobie całe świąteczne menu, które przywiozą ci do domu w wybrany dzień. Jak nie zamawiają kompletu, to przynajmniej ciasto, czy jakieś tam inne półprodukty, żeby się nie męczyć. On znajomej dowiedziałam się też o ciekawym wynalazku, który widuję w wielu sklepach, ale wcześniej nie bardzo potrafiłam znaleźć jego zastosowanie. Na szczęście koleżanka mnie uświadomiła, że jest to  domowy grill z raclette i z tego wynalazku bardzo często korzysta się podczas różnych spotkań rodzinnych czy ze znajomymi. Dzięki temu urządzeniu każdy sam robi sobie żarcie.
Pod poniższym linkiem znajdziecie wszystko o raclette, gdyby to was oczywiście interesowało.

Wiele osób wychodzi też w czasie świąt z rodziną do restauracji. Podczas Bożego Narodzenia restauracje są częstokroć pełne, dlatego lepiej zrobić sobie wcześniej rezerwację, gdy ma się ochotę skorzystać ze świątecznego klimatu jakieś uroczej knajpki.

26 grudnia jest już tutaj dniem roboczym dla wielu ludzi. Otwarte są sklepy, listonosz roznosi listy, a na wsi nikogo nie zdziwi (no może nas Polaków - mnie na początku zdziwiło), gdy sąsiad od rana rżnie drzewo piłą.

Jednakże już od 21 grudnia (w tym roku) zaczynają się ferie świąteczne dla wszystkich  uczniów, a wielu rodziców zostawia sobie na koniec roku parę dni urlopu, by razem ze swoimi pociechami pojechać na tydzień czy dwa w Ardeny albo nad morze. Niektórzy mają w tych miejscach swoje domki wypoczynkowe. Niektóre firmy (m.in. ta w której pracuje M) mają wtedy przestój i wszyscy idą na urlopy. Inna znajoma słusznie zauważa, że w Belgii jak jest robota, to ludzie ostro zasuwają, żeby nie rzec - zapieprzają, a jak jest urlop to na prawdę wypoczywają. I to jest dobry system. W Polsce ludzie lubią się obijać w pracy, jak tylko jest okazja to już jeden z drugim opiera się o łopatę albo ciupie w pasjansa na kompie, zaś urlop w Polsce jest okazją by zrobić remont, narąbać drzewa na całą zimę, zrobić generalne porządki, stać co dnia przy garach, by dzieci wreszcie coś dobrego zjadły. Przez co po urlopie człowiek wraca jak z wojny i nie ma sił do roboty, no i koło się zamyka. To oczywiście wiąże się z zarobkami i ogólnym statusem materialnym. Gdyby ludzi w Polsce było powszechnie stać na wakacje, na wynajęcie firmy do remontu czy malowania oraz jedzenie poza domem to pewnie by z tego korzystali i potem wracali do roboty pełni chęci i sił, ale wiemy jak jest.

W Polsce święta chyba każdemu kojarzą się z głodzeniem się przez cały dzień, bo na wieczór wigilijny opchać się jak bąk próbując wszystkich 12 potraw i to wegetariańskich, bo przecież nie wolno było jeść mięsa. Dziś to już jest różnie, mało kto ma te 12 potraw a i mięso pewnie też sie tu i ówdzie zaplącze. No i kto nie je przez cały dzień? Chyba tylko chorzy. Jednak opłatek, życzenia, barszczyk z uszkami i karp to ciągle symbole polskiej wigilii i to jest super, że jest, że trwa. Słyszę czasem tu i ówdzie, że ktoś mówi, iż jeden z drugim do kościoła nie chodzi, w Boga nie wierzy,  a choinkę by ubierał i na wigilie do matki szedł. NO I CO Z TEGO, że nie wierzy, że nie chodzi.?! To jest tradycja, czasem starsza nawet niż katolicyzm jako taki. Wszak wiele tradycji pogańskich zostało zaadoptowanych na potrzeby kościoła. No i dobrze. To te tradycje, te zwyczaje inne niż gdzie indziej, niepowtarzalne łączą ludzi bardziej niż co innego. Dzięki tej wigilii często ludzie podają sobie ręce po kilku tygodniach gniewania się na siebie, dzięki tej wigilii ludzie jadą tysiące kilometrów, by spotkać się z bliskimi. Nie każdy może, nie każdy chce, ale dla większości to jednak jest okazja do spotkania, do przebaczenia, do spokojnego przemyślenia. Dla wielu wiąże się z przeżyciem religijnym, ale dla wielu ma zupełnie inne pozareligijne, ale równie istotne znaczenie. Tak jest na pewno w wielu miejscach na Ziemi. I dlatego te wszystkie elementy świąt są ważne. I te oryginalne dekoracje, i te kartki, i te życzenia, i te specjalne dania i te drobne gesty. Oczywiście każdemu też wolno nie lubić świąt (ja przez długi czas nie lubiłam), nie obchodzić świąt i innym nic do tego.

W tematyce żywnościowej dodam jeszcze ciekawostkę, że niektóre belgijskie browary mają specjalne tradycyjne świąteczne piwa: zdjęcia i opis piw świątecznych 

 Dekoracje i choinki.

Dekoracje świąteczne - podobnie jak w innych częściach świata -  najpierw pojawiają się w sklepach. Ledwie zabiorą znicze i dynie halloweenowe już wystawiają choinki i puszczają "White Christmas". W listopadzie to jest co najmniej śmieszne. Normalni ludzie jednak zaczynają wyjmować ze szaf i odkurzać swoje gadżety bożonarodzeniowe, gdy zobaczą w kalendarzu pierwszą kartkę z napisem "december" czyli grudzień. Od tego dnia systematycznie przybywa we wsi oświetlonych mikołajów, reniferów, choinek, gwiazd, szopek i światełek w ogrodzie. Nie wiem czemu, ale u nas są tylko białe i niebieskie światełka choinkowe. Te niebieskie są rzadkością, ale mój sąsiad ma takie. Reszta ma albo żółtawo białe albo niebieskawo białe, w sklepach też tylko takie są. A mama przysłała dziewczynom na urodziny kolorowe migające - zaszalejemy na wsi. Ha ha. Kolorowe są tylko ozdoby i to nie zawsze.
Szopka  przy drodze w Malderen

Choinki są takie same jak u nas. Jedni wolą sztuczne, drudzy żywe. Każda ubrana na inny sposób. Choć powiem wam, że choinka ubrana w czarne ozdoby jakoś niechoinkowato wygląda, taka ponura, żeby nie powiedzieć upiorna.  Choinka po niderlandzku to kerstboom.

Jeśli chodzi o choinki to Belgia ma dosyć specyficzny sposób na pozbywanie się ich po świętach. Znaczy tych żywych, bo sztuczne to wiadomo - na strych. Wiecie co robią po Nowym Roku z choinkami? Po tutejszemu nazywa się to (fajny wyraz) kerstboomverbranding, czyli "paleniechoinki".

Zwyczaj ten - jak wiele innych - wywodzi się z czasów pogańskich, miał na celu pożegnanie starego roku i zapewnienie szczęścia w nowym. Ludzie zbierają choinki w jednym miejscu, schodzi się gromada ludzi  i robią wielkie ognicho. W większości miejsc jest to zakazane, ze względu na wiele przypadków pożarów, ale legalne palenia choinek ciągle odbywają się na pomorzu, na plaży, gdzie ani piach, ani woda się nie sfajczy. Informują o tym wydarzeniu plakaty. Znajdziecie też takie informacje w sieci, jeśli by was kiedyś naszło na takie choinkowe sobótki pójść. Tradycja znana chyba też w Holandii.


Poza choinkami i innymi stroikami istotnym elementem dekoracji świątecznej są w Belgii świece. Belgowie kochają wszelkiego rodzaju świece, świeczki, świeczunie. W sklepach znajdziemy całe morze świec zwykłych, zapachowych, w różnych kształtach i kolorach, miliardy świeczników, podstawek na świeczki i innych bajerów świecowych i świecopodobnych.
Jakby nie patrzeć jest zima, a co może być przyjemniejszego niż świąteczny zimowy długi wieczór spędzony z rodziną w świetle migoczącego ognia z kominka i świec?


Dosyć popularnym akcentem świątecznym w Belgii są, podobnie jak i w innych krajach, rośliny uważane w czasach pogańskich za magiczne, czyli te których w porządnych katolickich domach być nie powinno. Kto jednak nie pała sentymentem do pięknego choć niemiłosiernie kłującego ostrokrzewu, którego tu rośnie w ogródkach mnóstwo, czy fascynującej jemioły pod którą wolno się całować, a nawet trzeba. Ten zwyczaj znany był też i tu, choć dziś raczej nieliczni już o nim pamiętają. Aaa, nie wiedzieliście, że to pogańskie zielska są? No to wiedźma was oświeciła. Choinka zresztą też - tak nawiasem mówiąc - to pogański symbol życia i płodności, zaś świeczki na niej miały ustrzec przed złym urokiem, ale teraz jest symbolem Bożego Narodzenia i tego się trzymajmy, bo zwyczaj to jest bardzo miły, zwłaszcza na najmłodszych ludzików.

Z okazji Bożego Narodzenia kupuje się tu też specjalne obrusy, serwetki a nawet zastawę z motywami świątecznymi.

Prezenty.

Jak jest choinka to i muszą być prezenty. W Belgii podczas świąt przychodzi Kerstman, czyli taki inny rodzaj mikołaja. Jednak - jak donoszą mi znajomi z różnych części tego kraju - pod choinkę dzieci zwykle dostają skromniejsze prezenty. Te większe przynosi Sinterklaas, w którym była mowa tutaj , a sporo też w "Antwerpii po polsku" wersja on line tutaj.W czasie  świąt obdarowują się oczywiście też i dorośli. Co, kto i komu, to już zależy od rodziny i fantazji. W belgijskich rodzinach popularne jest dawanie pod choinkę pieniędzy w kopercie lub w specjalnym świątecznym pudełku, np w kształcie bombki.

Dawanie prezentów nie kończy się na świętach, bowiem jest jeszcze Nowy Rok. Interesującym zwyczajem we Flandrii są tzw listy noworoczne, czyli nieuwsjaarbrieven. Dzieci przygotowują specjalne listy z życzeniami dla swoich rodziców i chrzestnych. Czasem też dla dziadków. Nie są to byle jakie listy. W wielu szkołach zamawia się wcześniej specjalne kartki na tą okazję. Potem dzieci pod kierunkiem wychowawcy piszą życzenia. Bardzo często są to teksty rymowane, wykaligrafowane i w ogóle staranne. Starszaki mają sami coś ułożyć, zaś maluszki po prostu przepisują gotowe teksty. Niektórzy zdaje się też ozdabiają rysunkami czy specjalnymi naklejkami. Potem po Nowym Roku,  w któryś dzień stycznia, rodzina organizuje specjalne przyjęcie noworoczne, na które zapraszani są chrzestni, dziadkowie i podczas tego spotkania dzieci uroczyście recytują owe życzenia. Moja nauczycielka przyznaje, że jest to chwila wzruszająca dla wszystkich. Dzieci są zwykle bardzo przejęte, wszyscy potem biją im brawo. Dzieci otrzymują wtedy prezenty lub pieniążki od chrzestnych. Jak niektórzy pewnie pamiętają, ja nie wiedziałam na początku o co chodzi z tymi listami i co to w ogóle są. A to fajne jest.

Co na siebie włożyć?

Mamy choinkę, kupiliśmy prezenty i zamówiliśmy obiad. Najwyższa pora się ubrać. Skoro wszystko kosztowało tyle zachodu i pieniędzy, to nie wypada raczej przyjąć gości  w codziennych jeansach, czy starym t-shircie z Papą Smurfem. Na świąteczną kolację czy obiad zakłada się eleganckie ubrania. Nie rzadko w Belgii kupuje się na święta specjalne wdzianko z motywem świątecznym. A to krawat w choinki, a to koszulka z napisem merry christmas, a to wełniany sweter z reniferem. Dzieciaki zakładają czasem reniferowe rogi lub czapki mikołajowe.


 Święta na obczyźnie.

ciastka marchewkowe - dzieło Młodej
 Dla nas, ludzi na emigracji, święta też mają często  specjalne znaczenie. Jako się rzekło, wielu pakuje walizy i ciągnie do domu rodzinnego, do Polski. Wielu z nas jednak zostaje z takich czy innych powodów tu, gdzie jesteśmy. Jednak organizując sobie świąteczny czas wedle polskich tradycji możemy poczuć się jak za starych dobrych czasów, jak w domu, bo mamy coś swojego, niepowtarzalnego. Nie, no spokojnie, nie zamierzam przygotowywać 12 dań. Jeszcze mnie nie pogięło. Absolutnie nie należę do tych kobiet, których fascynuje spędzanie czasu wolnego przy garach. Co to to nie. Jednak choinkę mamy po naszemu ubraną przez dzieci w bombki (czy bańki jak to u nos sie godo), cukierki i własnoręcznie wykonane papierowe ozdóbki i kolorowe mrygająće światełka, czyli pisiatą jak babci cielisia, to znaczy swojską.

W jesieni uzbierałam trochę grzybków, więc zrobię uszka i ugotują barszczyk z soku buraczanego, który tu się kupuje w butlach. Usmażę jakąś rybę (u nas w domu nigdy nie było karpia, bo nikt nie przepadał za tą rybą - nie dość że oścista, to jeszcze cuchnie mułem - też mi mecyje), mąż przyrządzi śledzie, ja zrobię jeszcze pierogi z kapustą (żeby mieć na drugi dzień obiad - to też sprytna tradycja rodzinna) i może z suszonymi śliwkami, bo kupiłam niewiempoco. No i groch jasiek  z masłem, bo to bez roboty. Zamierzam upiec makowce drożdżowe, bo są pychota i pierniczki może upieką dzieci. No i oczywiście tort (pewnie orzechowy jak zwykle), bo przecież Najstarsza będzie mieć urodziny. Opłatka nie mamy, ale życzenia będą. Będą też eleganckie ubrania i polskie kolędy z płyty (może kto nawet zaśpiewa). I pewnie jakieś drobne upominki pod choinką się znajdzie. W końcu po co się kupiło wielką choinkę? Żeby prezenty było gdzie włożyć. Przede wszystkim będziemy mieć czas dla siebie na wzajem, by usiąść razem i po prostu posiedzieć, porozmawiać. W codziennym zaganianiu często zwyczajnie brakuje na to czasu. Każdy bowiem wraca wieczorem zmęczony ze szkoły, z pracy i tylko patrzy by się wykąpać, zjeść i odpocząć przed telewizorem, czy komputerem. Nawet gadać się nie chce. Będzie też zapewne okazja do spotkania się z zaprzyjaźnionymi rodakami i miłego spędzenia czasu w wesołym polskim gronie.

Mechelen nocą


 Na koniec dziękuję wszystkim znajomym, którzy znaleźli czas i chęci, by podzielić się ze mną informacjami i uwagami na temat powyższy i nie tylko. Szczególne podziękowania należą się Ani, Joasi, Agnieszce, Małgosi i Goedele.

Jeśli ktoś z Was zauważył w moim tekście jakieś nieścisłości albo chciałby coś interesującego dodać, koniecznie niech napisze o tym w komentarzu poniżej.








4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie to opisałaś. Moja córka obecnie przebywa w Belgii. Z pozdrowieniami Jola

    OdpowiedzUsuń
  2. Co napisałaś to jest szczerą prawdą mieszkam tu już 8 lat i tak jest pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima